Moi Drodzy! Po bardzo długiej nieobecności mam szczery zamiar powrócić na bloga z nowymi inspiracjami i nową energią. Pracy jest co prawda coraz więcej, ale przekonuję się, że zaniedbywanie swoich pasji w niczym nie pomaga. A zatem, do dzieła! Dziś co prawda przepisu nie będzie, ale będzie kulinarnie, a jakże:) Końcem września miałam okazję odwiedzić Toskanię - raj dla wszystkich zmysłów, ze smakiem na czele. Znalezienie knajpy serwującej dobrą pizzę graniczyło z cudem, za to pici, trufle, gnocchi... do wyboru do koloru. O tym jednak innym razem, dziś słów kilka o samym śniadaniu, które spożywaliśmy zawsze w naszym domowym zaciszu.
Pierwsze śniadanie nas zachwyciło. Prosciutto, dostępne w każdym sklepie, salami, pomidory, niesamowity ser pecorino, mozzarella i oliwa - istny raj. Na minus zasługuje jedynie chleb, który przypomina suchą bułę - nasz jest o niebo lepszy! Zachwyceni tymi smakami przez sześć dni, jedliśmy praktycznie to samo w różnych konfiguracjach, aż w końcu, ku naszemu zaskoczeniu, siódmego dnia na prosciutto i inne smakołyki nikt nie mógł już patrzeć. Marzyliśmy o zwykłym jogurcie albo jajecznicy:) Dla mnie najciekawszym odkryciem był ser pecorino, dlatego jeśli kiedykolwiek odwiedzicie ten region spróbujcie koniecznie. Jest on otrzymywany z owczego mleka, o lekko ostrym smaku... pycha! Na pochwałę zasługuje również prosciutto - wytwarzane regionalnie, o nie "gumowatej" strukturze, idealne... Możliwe, że to niepowtarzalny klimat miejsca, w którym się znajdowaliśmy sprawił, że każdy smak wydawał nam się niesamowity, wyraźny i tak inny od dotychczasowych, niemniej jednak polecam Wam to miejsce i te smaki z całego serca!